sobota, 3 października 2015

Rozdział 1.

Słowa każdego spadają na mnie jak ciężkie kamienie na głowę. Wszystkie dźwięki wywołują u mnie paraliżujący ból, gdzieś tam, w mojej głowie. Patrzę na podłogę oniemiałym wzrokiem mając nadzieję, że za chwilę obudzę się z koszmarnego snu.
- Córciu, jak było? - pyta mama z zauważalnym niepokojem w oczach.
- Dobrze. 
- Na pewno dobrze się czujesz?
- Nic mi nie jest. - kłamię. 
Tak. W pewnym sensie kłamałam od dłuższego czasu. Siadałam na moim kiedyś wymarzonym fotelu. Był duży, cały w brązowej, buforowanej skórze z mięciutkim oparciem, gdzie przy siadaniu wpadało się w jego dosłownie relaksującą miękkość. Chciałam dopełniać się w moim małym zawodzie. Była to jedna z wielu rzeczy, które wymyśliłam jeszcze za czasów, gdzie miałam cel w życiu. Wokół panowała cisza. Wtedy, wszystko o wiele bardziej wolałam robić za sprawą przemyśleń niż rozmową. O ile w ogóle chciałam coś robić. Popatrzyłam w prawo. Dawno nie robiłam porządków w domu, a co dopiero z własnym życiem. Segregatory, akta osobowe, reportaże, płyty, mikrofony, gadżety filmowe, pieczątki. Coś co już dawno straciło sens bytu. Zwykle tego nie robiąc cofnęłam się w czasie przypominając sobie życie w centrum ważnej ideologii. Wszędzie ważni ludzie, ubrania stosowne do wyższych pozycji, gestykulacje i mimika ciała. Nie zdołałabym sobie już tego przypomnieć. Popatrzyłam w prawo. Miałam wyobraźnię. Potrafiłam oddzielić ważne rzeczy od najważniejszych. Dopiero teraz zauważyłam, że nie specjalnie ułożyłam wszystko w takiej kolejności. Sprawy zawodowe oddzieliłam od spraw sercowych, uczuciowych, spraw życia. Wszędzie wisiały kwiaty. Białe i czerwone róże. Wkoło jego zdjęcia. Z tym też jeszcze nie zrobiłam porządku. Z pola widzenia zabrałam tylko jednego, ogromnego misia, który za bardzo, wprost natarczywie, jakby specjalnie usiłował przypomnieć wszystkie chwile, wydarzenia i sprawy, których już nigdy nie powinnam pamiętać. Usłyszałam warkot silnika. Niechętnie podeszłam pod okno, aby zobaczyć co się dzieje. To była moja siostra -  Luisa. Natychmiast przyszło mi na myśl, że przyjechała zobaczyć jak się trzymam. Wbiegłam do kuchni i krzyknęłam, chociaż moja mama usłyszałaby równie dobrze, gdybym szeptała. Ona też pewnie się zdziwiła, gdy dostrzegła, że energicznie się poruszam, czego dawno nie robiłam.
- Mamo! Nie ma mnie, poszłam do Agaty, zrób to dla mnie.. - powiedziałam, robiąc błagalną minę. Nie czekając na odpowiedź, wróciłam z powrotem do pokoju. Usłyszałam tylko lamentujący głos mamy "Anastazjo...". Usiadłam blisko drzwi i nasłuchiwałam co się dzieje. Nie chciałam, żeby siostra się martwiła. Miała teraz wyjazd na studia i wystarczająco dużo stresów. I tak wiedziała bardzo dużo, co spowodowane było tym, że nie mogłam powstrzymać się bez wygadania komuś moich żali, zmartwień i problemów.
- Hej ciociu, Anastazja jest? - usłyszałam przez drzwi.
-Tak, jest w pokoju. Przejdź proszę.
Głęboko westchnęłam. "Mamo... prosiłam o coś". Po chwili usłyszałam ciche stukanie.
- Mogę wejść? - miło powiedziała Luisa.
- Pewnie.
- Jak się czujesz?
- Dobrze.
- Jak minął ci dzień?
- Dobrze.
- Anastazja! Możesz coś więcej? Nie możesz załamywać się rzeczami, które stały się kiedyś. Przecież idziemy do przodu. Jeżeli nie będziesz nic robić to już na pewno ciągle będziesz niezadowolona ze swojego życia.
Nie zdążyłam nic powiedzieć, ponieważ zadzwonił telefon Luisy. Mówiła "Tak. Oczywiście. Zaraz będę. Mam je w teczce, za chwilę przywiozę. Do widzenia." Spojrzałam na siostrę.
- Wybacz,  muszę iść. Dzwonili ze studiów. - powiedziała smutnym głosem, pełna żalu, że nie wcisnęła we mnie żadnej pozytywnej iskierki radości.
- Okej, nic się nie stało. Rozumiem. - zdołałam wypowiedzieć z lekkim uśmiechem.
Luisa chyba to kupiła.
- Super, odwiedzę cię już nie długo. Trzymaj się, gdyby coś to pisz.
Kolejnego dnia po wyjściu ze szkoły czułam się dosyć dziwnie. Towarzyszyła mi obojętność, smutek i co raz zalewała mnie fala zimna, a z biegiem czasu przeradzała się w fale niepokoju, dużego niepokoju, który nie był zidentyfikowany. Szkoła... było to miejsce, gdzie zapominałam o wszystkim co się stało i próbowałam skupić się na wiedzy, którą przekazywali nam nasi nauczyciele. Tym razem nogi same prowadziły mnie w niepotrzebne miejsca. Odwiedziłam zakątki, gdzie spędzaliśmy większość czasu z Kacprem. Stąpałam wąską ścieżką bardzo wolno. Pokryta była piaskiem, a na wierzchu leżało coś, co przypominało małe kamyczki żwirku. Z obydwu brzegów ułożona była brukowa kostka, o nieregularnych kształtach. Biegła w dół do tunelu ułożonego z drzew. Z daleka wnętrze tunelu wyglądało dość tajemniczo. Było ciemne, zimne, a przykładowi turyści, którzy nie widzieli tego na co dzień mogliby zadać pytanie - co znajduję się po drugiej stronie? Zobaczyłam naszą ławeczkę. Kiedyś piękną ze zdobionym oparciem. Teraz lekko spruchniałą, zaśmieconą i brudną. Usiadłam i wszystko do mnie wróciło. Wszystko w mojej wyobraźni zaczynało zmieniać się w tamten piękny krajobraz. Powoli przypominałam sobie każde wspomnienie, każdą chwilę, każdy ruch, każdy najmniejszy szczegół. Najbardziej zastanawiało mnie to, że teraz jestem w stanie to wszystko pamiętać. O czym tylko pomyślałam, zaraz przychodziło mi na myśl stos przebytych chwil, których kiedyś nie byłam w stanie sobie przypomnieć. Jest to pewnie spowodowane tym, iż dopiero doceniam co miałam. Przypominały mi się każde słowa moje i jego , każde spędzenie czasu w tym miejscu i każdy ruch, Nie mogłam już wytrzymać. Wstałam, odwracając się jeszcze, jak gdyby miało to coś zmienić. Przeszłam z zaszklonymi oczami dalej po alejce. Dotarłam pod duży kasztan, pod którym lubiliśmy przesiadywać. Okrywał bardzo dużo terenu, a jego korona była tak gęsta, że trzeba było odsuwać liście, żeby zobaczyć jego owoce. Nie chciałam tam być. Zamiast się cofnąć, coś dalej ciągnęło mnie ku naszym miejscom. Zatrzymałam się koło zdobionej fontanny, koło ogromnej ilości małych, wyrównanych żywopłocików. "Gdyby tylko ona mogłaby mówić co widziała" - pomyślałam. Usiadłam, przypomniały mi się kolejne cudowne chwilę. Oglądałam się naokoło i zdałam sobie sprawę, że każda rzecz tutaj ma jakąś historię związaną z nami. Chciałam powstrzymać płacz. Nie udało się. Minęło 10 minut. Pełna rozgoryczenia, żalu, zrezygnowania udałam się na przystanek. Sama nie wiem jak udało mi się dotrzeć tam na czas. Włożyłam słuchawki na uszy i pozwoliłam sobie zacząć marzyć, zatapiać się w moich myślach - "Jak bardzo bym chciała". Droga bardzo się ciągnęła, a kiedy dotarłam zobaczyłam coś bardzo, bardzo dziwnego. Coś co zaniepokoiło mnie od samego ujrzenia rzędów stojących samochodów pod moim domem. Potem rodziców, a na końcu coś co w mojej wyobraźni wyglądało na coś bardzo groźnego, zapowiadającego kłopoty. To na pewno nie powinno się zdarzyć. Stosy pudełek...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz