niedziela, 27 września 2015

PROLOG

Moje myśli przerywa fala dźwięków przypominających moje imię. Kiedy zdołałam się skupić dochodzi do mnie krzyk dziewczyny biegnącej przez szkolny korytarz.
- Pani Anastazjo! Pani Anastazjo! - krzyczy do mnie, chodź mam wrażenie, że jestem już na tyle blisko niej, że mogłaby mówić prawie szeptem. Zatrzymuje się, zerkam na nią, na moją teczkę i kamerzystkę, która również jak ja bardzo śpieszy się, aby zgodnie z czasem dojechać na miejsce. 
- Słucham - odpowiadam z wyczuwalnym w głosie pośpiechem. 
- Pani Janicka prosi Cię, abyś dzisiaj na siódmej lekcji przyszła na próbę, miałaś prowadzić w końcu zakończenie roku. - mówi do mnie, a okruszki z jej babeczki spadają wprost na moją aktówkę.
- Powiedz, że nie jestem pewna czy dam radę się pojawić. Mamy ostatnie reportaże do nakręcenia. Grają nasi chłopcy kawałek stąd i nie wiem czy wyrobimy się na 14:00. Postaram się, muszę już lecieć, do zobaczenia. - szybko odwracam się na pięcie i z dumą odjeżdżam z naszymi zawodnikami. Mój umysł znowu zalewa fala narastających myśli. Odkąd przyjęłam posadę w telewizji wszyscy zaczęli traktować mnie z pewnego rodzaju respektem. Nagrywaliśmy już kolejny odcinek. W całym moim dniu nie starczało czasu na nic więcej prócz kariery zawodowej. Ciągłe pisanie tekstów, nagrywanie, montaż, pisanie tekstów, nagrywanie, montaż, pisanie tekstów, nagrywanie, montaż... Z całego tego chaosu pracy i myśli wyrywała mnie tylko jedna osoba - Kacper. Mój chłopak, który pomagał mi przejść każdą trudność, o ile jeszcze wtedy takowe miałam. Moje całe dumanie ponownie zostało przerwane za sprawą trenera Wójcika. Postanowił opowiedzieć mi jego wizję dzisiejszego reportażu, pomijając kwestie, że razem z Agatą (mój osobisty fotograf, kamerzysta, montażysta) miałyśmy już wszystko zaplanowane. Jednak by nie wyjść na osobę, która ignoruje wszelkie rady zaczęłam słuchać. Pan Wójcik był wyjątkowo rozgadanym, przyjaznym i wesołym trenerem. Starał się zawsze poprawić humor, kiedy widział, że jakiś uczeń miał grymas na twarzy. Był też człowiekiem bardzo romantycznym, kochającym swoją żonę, a co najważniejsze wyjątkowo doświadczonym na różnorakich wyjazdach. Niekiedy, miał jednak dość wybujałą wyobraźnię.
-Wtedy - kontynuował z widocznie przyśpieszonym oddechem - kiedy Kamil (kapitan drużyny chłopaków od dobrych kilku lat) zdobędzie punkt przerzucając piłkę przez siatkę, wy to zwolnicie, a potem trzy razy przyśpieszycie, żeby pokazać jego dobrą kondycję i determinację. - odparł z szerokim uśmiechem, patrząc na mnie w nadziei, że zaraz poprę jego pomysł. 
Razem z Agatą zachichotałyśmy i w jednym czasie popatrzyłyśmy na siebie wzrokiem - "Oj ten Wójcik, jak zawsze to samo". Po czym odparłam - Oczywiście Panie trenerze! Zawsze wykorzystujemy pańskie pomysły. 
Po przeprowadzonych wywiadach i nagraniu walki naszych zawodników już na miejscu, zerknęłam na terminarz. 
- Agata, nadchodzący tydzień mamy cały zajęty. Musimy podzielić też grupę telewizji tak, abyśmy pojechali na dwa nadchodzące wydarzenia w ciągu jednego dnia. - wzięłam głęboki oddech. Spełniałam się w tej pracy. Chciałam więcej i więcej. Lubiłam sprawiać radość ludziom, kiedy oglądali siebie na naszych nagraniach, a my podkreślałyśmy jeszcze ich sukcesy. Uwielbiałam patrzeć, kiedy się śmieją. 
- To chyba dobrze, prawda? 
- Oczywiście - odpowiedziałam z wielkim entuzjazmem.
- Okej, koniec na dzisiaj, dzięki Anastazja, do jutra.
- Do jutra. 
Tak wyglądało prawie każde dwanaście godzin. Wyjazdy, zabawa, spotkania z różnymi ludźmi, moja mała sława, ludzie którzy mnie kochają jako Anastazję i jako panią prezenter. Po każdym pracowitym dniu przychodził czas, kiedy czekała na mnie moja przyjaciółka - Klaudia lub moja luba - Kacperek. 
Oczywiście, nie myślcie, że wcale się nie uczyłam, albo przeszłam na jakiś poziom ponad wymogi i nie musiałam chodzić do szkoły. To był bardzo wymagający czas dla mnie. Egzaminy, wybór nowej szkoły, a ponadto dalsza praca w karierze dziennikarskiej. Miałam kupę forsy, ubrań i tego typu rzeczy za co wtedy, każda nastolatka oddała by wszystko. 
Wychodząc jak co wieczór z domu, po ciężkim, ale satysfakcjonującym dniu na spacer, zauważyłam, że dawno nie rozmawiałam z Klaudią. Bez zastanowienia, napisałam do niej:

- Hej, Co u Ciebie? Dawno nie rozmawiałyśmy. 
- Hej, za bardzo nie mam teraz czasu. Jestem z Dominiką pod altanką. Potem jadę do Krzyśka także odezwę się później. Do usłyszenia.

 I od tego się zaczęło. Godziny, dni mijały, a ona nie pisała. Na moje wiadomości nie odpowiadała, a propozycję spotkań zwyczajnie negowała. Zakończył się rok szkolny. Czas było się rozstać. Po setnym razie, kiedy spotkałam ją przypadkowo na ulicy wracając z nowej szkoły nie wytrzymałam.
- Zaczekaj chwilę! - krzyknęłam, chociaż chciałam pohamować swój wybuch złości - Możesz mi wreszcie powiedzieć o co chodzi?! Co się stało?! 
Z każdym słowem próbowałam bezskutecznie się opanować.
-O czym ty mówisz? 
-Mogę wiedzieć dlaczego nasza przyjaźń tak się rozpadła? Co ja takiego zrobiłam, że się już nie przyjaźnimy? 
- Nie wiem. Czy to moja wina? Nie mam pojęcia dlaczego tak się dzieje.  
- Przecież ja dzień w dzień pisałam. Kiedy byłaś chora jeździłam ciągle do ciebie do szpitala. Przypominasz sobie? - już wtedy nie przestawałam krzyczeć, miałam gdzieś co pomyślą inni - Nie tylko była tam Dominika, byłam tam też ja! Ona teraz przyczepiła się do ciebie jak rzep i wszystko niszczy!
Moje oczekiwania co do jej odpowiedzi były całkiem inne. 
- Anastazja! Nie czepiaj się jej! Nie miałaś dla mnie czasu odkąd poznałaś Kacpra i dobrze o tym wiesz. W dodatku wszystko to w połączeniu z twoją telewizją całkiem cie zaślepiło. Nie obchodzi mnie to, że wraz z zakończeniem szkoły skończyłaś swoją działalność. Już nie chce mieć z tobą takich więzi jak wcześniej. - i odeszła. 
Szeroko otworzyłam oczy ze zdumienia. Przystanęłam i powoli odwróciłam się. Czekałam, aż dotrze do mnie myśl, że straciłam osobę, której ufałam. Straciłam przyjaźń. 

Niedługo potem razem z Kacprem obchodziliśmy rocznicę naszego związku. Od dłuższego czasu nie układało nam się. Ciągłe sprzeczki o nic nie warte rzeczy, docinki czy nie potrzebne zdania. Ignorowałam to zważając na tym, że po deszczu, zawsze wychodzi tęcza. Właśnie... czy zawsze? Kacper mimo kłótni zaraz otrząsał się jako pierwszy i przez dobre pół godziny mówił, że mnie kocha. Ufałam mu, ufałam mu jak nikomu innemu. Wierzyłam w każde jego słowo. Wiedziałam, że nigdy mnie nie zostawi. W końcu zdążyłam go poznać, byliśmy przecież razem już rok. Był moim światełkiem w codziennym życiu. Poprawiał mi humor. Codziennie mówił mi, że jestem najpiękniejszą kobietą na świecie, kupował miliony kwiatów, nosił na rękach, a codziennie, kiedy rano wstawałam do szkoły czekała na mnie wiadomość "Dzień dobry księżniczko". Czy jakaś kobieta nie chciałaby tak rzekłabym... idealnego faceta? Mieliśmy masę wspólnych zdjęć, wyjazdów i cudownych chwil za nami. Jednak... było to kilka dni po naszej wyczekiwanej rocznicy. Początek weekendu oznaczało spotkanie z moim misiem, bo tak go wtedy nazywałam. Niestety, pogoda nie dopisała i nie mogliśmy się zobaczyć. Po kilku godzinach wysłał mi wiadomość, że z nami koniec. Nie mogłam w to uwierzyć. Niektóre wiadomości opisujące jego miłość do mnie czytałam po dziesięć razy. Tą przeczytałam tylko raz. Mówiła o tym, że musi ze mną skończyć, chociaż mnie kocha. Nie pytajcie dlaczego. Sama tego nie wiem, mimo setki pytań kierowanych w jego stronę. W jednej chwili zawalił mi się cały świat. Jeszcze kilka godzin temu mówił, że mnie kocha. Okłamywał mnie przez bardzo długi czas, a ja przecież ufałam mu. W jednej chwili straciłam cały sens. Niektórzy mogą stwierdzić, że zaczynam nowy rozdział w życiu, bez ówczesnej przyjaźni, miłości, marzeń, w innym otoczeniu. Być może. Po głowie krążyło jedno pytanie "Dlaczego ja?" Co zrobiłam w życiu takiego, że ja muszę tego doświadczyć? Został mi tylko dach nad głową. Tak niespodziewanie, tak zaskakująco, a przede wszystkim tak szybko straciłam to na czym mi najbardziej zależało. Dla mnie? Wszystko.