środa, 30 grudnia 2015

Rozdział 3 cz.2

Zalała mnie fala potu i gorąca. Nie wiedziałam dlaczego. W oczy rzucił mi się tylko zegarek. Godzina 2:30. Uczucie niewładności, po właśnie przerwanym, głębokim śnie, sprawiło, że początkowo nie słyszałam, że tak na prawdę, obudził mnie dźwięk telefonu. Na telefonie wyświetlał się nieznajomy numer. Odłożyłam, myśląc, kto normalny dzwoni o tej porze. Jednak, po chwili przyszło mi na myśl, że to może być coś ważnego, bo przecież dzwonił już we wczorajszy dzień. Zdecydowałam się zaryzykować, zważając na fakt, iż jeżeli to żarty, to więcej nie dam się nabrać.
- Słucham.
- Dzień dobry. Czy dodzwoniłem się do Pani Anastazji? - zapytał jakiś mężczyzna, w wyjątkowo poważny sposób.
- Zgadza się.- potwierdziłam. W jakiej sprawie dzwoni Pan o 2 w nocy? - nie zdołałam ukryć swojego gniewu.
- Tak. - chwilę się zastanowił.- Bardzo przepraszam, że dzwonię o tak późnej porze, ale dzwoniłem wcześniej i nie otrzymałem żadnego odzewu, a sprawa jest dość delikatna i poważna. Nazywam się Austin Similski. Dzwonie z wojewódzkiego szpitalku w Kaliszu.
W słuchawce zapadła cisza.
- Rozumiem. Co się stało? - mówiłam pełna zdziwienia, w szczególności, że nic nie miałam wspólnego z Kaliszem. Mieszkałam w Ostrowie Wielkopolskim, a Kalisz był w prawdzie daleko.
- Nie wiem, czy pamięta Pani takiego człowieka jak Kacper Łęczycki? ... Pani brat, podał mi numer do Pani i powiedział, że bardzo chciałaby Pani o tym wiedzieć. Jestem jego lekarzem prowadzącym.
Nie wiedziałam co powiedzieć. Tego imienia nie wypowiadał nikt od kilku, dobrych lat. Nie wiedziałam, czy wyprzeć się znajomości, czy też nie.
- Przepraszam Panie Doktorze, ale ja nie mam brata. - do głowy przyszła mi tylko taka odpowiedź, aby wybrnąć z sytuacji.
- Mmm... to brat cioteczny. Z tego co pamiętam pan Łukasz.
Przypomniał mi się wesoły i zabawny chłopak, który wtedy poprawił mi humor w autobusie.
- Tak. - zdołałam tylko powiedzieć.
- Mam nadzieję, że przyjedzie Pani zważywszy chociaż na swojego brata i pana Kacpra.
- Z jakiego powodu tam trafił?
- To dość poważna sprawa i myślę, że raczej nie mogę podać jej przez telefon. Ze względu, aby się pani nie martwiła, mogę ujawnić tylko tyle, że, jeżeli chce go pani jeszcze zobaczyć, to niestety, dwie doby będą decydujące.
Byłam w ogromnym szoku.
- Wstępnie umówmy się na 14. Wiem, że jest pani w Nowym Jorku, dlatego wolałbym usłyszeć odpowiedź teraz - czy da pani radę? - dokończył myśl.
- Dam. - sama nie wiedząc czemu, odpowiedziałam bez wahania.
- Doskonale, do zobaczenia i bardzo przepraszam, że o takiej porze. Proszę wypocząć i nie zamartwiać się. Dobrego powrotu do kraju.
- Do zobaczenia i dziękuje.
Odłożyłam słuchawkę. Zaczęłam rozmyślać nad tym co mam robić. Przecież przyjazd tam, to powrót do przeszłości. Przeszłości, o której nikt nawet nie zamienił słowa przez lata. Coś jednak, ciągnęło mnie do tamtego miejsca i wolałam myśleć, iż to ciekawość - co się stało, dlaczego mój ... chyba brat chciał, tzn. chce, abym tam była i jak teraz wygląda... oczywiście Łukasz.
Na zegarku widniała 3:30. Wiedziałam, że tej nocy nie uda mi się już zasnąć. Chciałam zadzwonić do mojego znajomego, aby załatwił mi bilet na dzisiejszy powrót do Polski (jak dobrze mieć znajomości), ale zdecydowałam, że wykonanie do niego telefonu rano będzie bardziej rozsądniejsze. Zaczęłam się, więc pakować. Wyjęłam swoją największą walizkę zza szafy. Domyślałam się, że nie będzie to krótki wyjazd. Godzinę później byłam już przygotowana. Weszłam do kuchni i zaparzyłam herbatę. Nie wiedziałam od jakiego telefonu tak na prawdę zacząć. Ogarnęła mnie fala myśli. Nie rozumiałam, dlaczego miałam się tam znaleźć i co mam wspólnego z tym wszystkim. To prawda, do Polski miałam przyjechać na krótko przed Bożym Narodzeniem, ale do tego czasu jeszcze tydzień i miałam kilka załatwień, tutaj w USA. Ani się obejrzałam, a nastał ranek. Na samym początku zadzwoniłam do mojego znajomego, żeby zarezerwował mi miejsce w samolocie. Obyło się bez problemów. Potem zatelefonowałam do szefa o wcześniejszy świąteczny urlop, do rodziców, a na końcu do Klaudii i Agaty, że przyjeżdżam i bardzo cieszyłabym się, gdyby w któryś dzień mnie odwiedziły.
W Polsce byłam już o 12. Miałam, więc czas na chwilę zajrzeć do rodziców i samochodem wybrać się do Kaliszu. Rodzicom na razie wolałam nie mówić, po co tam jadę. Z resztą sama do końca tego nie wiedziałam. Szpital był w samym centrum miasta, więc dotarłam tam bez problemów. Prezentował się dosyć okazale, zważywszy na słowo "szpitalik" w nazwie. Okazało się, że przed samym wejściem czekał na mnie Łukasz. Nie zmienił się. Do tej pory miał uśmiechnięty wyraz twarzy, nawet kiedy był poważny. Jedyne co rzuciło mi się w oczy, to jego włosy, kiedyś brązowe, teraz gdzieniegdzie występowały siwe kosmki. Zaparkowałam i zasunęłam samochód. Łukasz, chyba mnie nie poznał, ponieważ byłam prawie u drzwi, patrzył na mnie kilka razy, ale nie zareagował. Wobec tego, sama postanowiłam zacząć rozmowę.
- Cześć Łukasz. Jak się trzymasz? - podałam mu rękę z udawanym uśmiechem. Gest podawania dłoni do uścisku, wyniosłam z Nowego Jorku, tam w pracy i każdego dnia używałam tego typu przywitania, pożegnania czy przekazania konkretnych zadowalających mnie informacji.
- Anastazja? Cześć. Jejku, przepraszam, nie poznałem cię. - złapał się za swoje włosy i otworzył oczy szeroko ze zdumienia. Jego grzywka skierowana do góry, odejmowała mu kilka dobrych lat.
Miałam ochotę powiedzieć - "domyśliłam się", ale "ugryzłam się w język". Od razu przeszłam do setna sprawy.
- Czemu ściągasz mnie tu z Nowego Jorku?
- Chodź, może usiądziemy. Za kilkanaście minut doktor Austin będzie chciał z tobą porozmawiać. - złapał mnie ręką delikatnie za plecy i pokazał, na którą ławeczkę przed budynkiem mamy się kierować.
- Nie jest polakiem? - zapytałam z ciekawości.
- Wręcz przeciwnie. Similski to polskie nazwisko, a jeśli chodzi o imię, to zawdzięcza rodzicom, więc nie ma wytłumaczenia. - przez chwilę nic nie mówił. - Początkowo - zaczął - nie miałem zamiaru zawiadamiać cię o tego typu sprawach, tym bardziej, że kontaktowałem się z Klaudią i surowo mi tego zabraniała, mówiąc, że ułożyłaś sobie już życie i to bez sensu, bo i tak nie przyjedziesz. Ty jednak tu jesteś, więc nie był to całkowity nonsens.
- Jestem, bo bardzo ciekawiło mnie o co w tym wszystkim chodzi. - oddaliłam się od niego na pewną odległość i skierowałam wzrok gdzie indziej niż na jego osobę.
- Naturalnie. Z uwagi na to, że znałaś Kacpra, bardziej niż ktokolwiek inny, uznałem, że chciałabyś się z nim pożegnać albo - nie dokończył, gdyż doktor Similski właśnie zbliżył się do naszej ławeczki i jeszcze raz się przedstawił.
- Dzień dobry, doktor Similski, lekarz prowadzący, zapraszam do gabinetu. - był mężczyzną dosyć poważnym, o smukłych rysach twarzy, z lekką siwizną na głowie, ubrany w biały fartuch, który miał zarzucony na plecy. Elegancji dodawał mu krawat w granatowe paski.
Gabinet doktora był niedaleko przy wejściu skąd można było szybko uciec, gdybym nie wytrzymała presji zdarzeń, natychmiast pomyślałam.
- Proszę siadać. - poinformował. - Pan Kacper, jest tu u nas ze względu na...
- Panie Doktorze, chce wiedzieć tylko po co tu jestem. - przerwałam mu, byłam bardzo zdenerwowana i nie wierzyłam, że to się dzieje na prawdę, tak samo jak nie wierzyłam dziesięć lat temu, gdy spotkałam Kacpra po raz pierwszy
- Oczywiście, po to muszę niestety dokończyć to co zacząłem. Tak, więc jak już mówiłem pan Kacper trafił do nas ze względu na przedawkowanie narkotyków, dokładnie jeszcze nie wiemy, ponieważ ciągle prowadzone są badania. Pacjent jest w śpiączce, ponieważ one bardzo mocno podziałały na ośrodkowy układ nerwowy. W najgorszym wypadku, po dwóch dobach pacjent... - nie dokończył, ze względu na brak mojej reakcji, która jeszcze bardziej wzbudziła w nim niepokój lub po prostu nie chciał tego mówić. - Jeżeli się wybudzi, straci prawdopodobnie pamięć i cofnie się w rozwoju, mogą pojawić się też uszkodzenia narządów np. wątroby. W najlepszym wypadku pojawi się częściowa utrata pamięci, która wróci po jakimś czasie, niestety nie będzie potrafił żyć jak wcześniej.
W żaden sposób tego nie skomentowałam. Czułam tylko pustkę i uczucie, jak gdyby to nie dotyczyło mnie, ponieważ historia z nim była bardzo dawno i już się nie liczyła. Coś nie pozwalało mi, pomyśleć o nim i o tej całej sytuacji inaczej.
- Pani rola jest w tym taka - kontynuował - iż jeżeli się obudzi, będzie się musiał ktoś nim zaopiekować. Jego rodzice dwa lata temu zginęli w wypadku samochodowym, z resztą nie sądzę, żeby mogli jakkolwiek pomóc w takim wieku. Została mu tylko pani. Niestety, szpital nie może tego pełnić, choć bardzo chciałbym pomóc. Zdaję sobie sprawę, że to dla pani ciężka sytuacja, dlatego oczywiście ma pani czas na podjęcie decyzji. Chciałaby się Pani z nim zobaczyć?
Zastanawiałam się dłuższą chwilę.
- Nie, na razie nie.
- Rozumiem. W takim razie zostawię tu na kartce zapisany numer sali pacjenta i mój numer, gdyby pani czegoś potrzebowała lub zdecydowała się jednak zobaczyć z panem Kacprem. - wręczył mi karteczkę, a ja posłusznie ją wzięłam. Lekarz przeprosił mnie, mówiąc, że ma kolejnego pacjenta, a ja chwilę później opuściłam gabinet.
- Usiądź, przyniosę ci coś ciepłego z bufetu, dobrze? - zapytał Łukasz.
- Nie chce. Posiedzę tutaj. - odpowiedziałam tak, żeby zauważył, iż nie mam ochoty na rozmowy.
- Chociaż kawę... - powiedział błagalnym tonem.
- Dwie łyżeczki cukru i mleko - lekko się uśmiechnęłam.
Odpowiedział tym samym.

niedziela, 13 grudnia 2015

Rozdział 3 cz.1




Trzy lata później


Nowy Jork, mimo pozorów był najbezpieczniejszym miastem spośród dwudziestu pięciu miast USA. Nie bez powodu nazywano je "Stolicą świata" czy "Wielkim Jabłkiem". Jakże moim ulubionym określeniem było nazwanie tego miejsca "Miastem, które nigdy nie śpi". Dla mnie to określenie emanowało czymś, czego nie potrafiłam określić. Czegoś w rodzaju wyrażania przyszłości, otwarcia wszystkich dróg do lepszego życia, a kiedy je wypowiadałam na moje ciało padało uczucie determinacji, a swoją drogą fascynowało mnie. Biali zamieszkują tu mniej niż połowę, mieszkają tu też Azjaci czy Latynosi, dlatego na tym obszarze mówi się w ponad 800 językach.  Wielu turystów bardzo często zatrzymuje mnie na ulicy i pyta, gdzie można obejrzeć najlepsze zachody słońca. Odpowiadam wtedy, że choćby Brooklyn Bridge, Top of The Rock (chodź za wstęp trzeba zapłacić), w dzielnicy Greenpoint czy Bryant Park - słońce układa się akurat wzdłuż 41 ulicy, z parku dobrze widać oświetlony Empire State Building, tak więc zachody słońca są bardzo kolorowe (i głośne, bo to serce Manhattanu).
Pracowałam w okolicach największej korporacji Chrysler'a, gdzie sam budynek miał 77 pięter i cały zbudowany był praktycznie z szybek. Zajmowałam jedną z wyższych pozycji, bo rzecznik prasowy to nie małe wyzwanie. W ciągu dnia miałam spotkania z setkami ludzi z różnych narodowości, którzy przewijali się od wczesnego ranka do późnego wieczoru. Pracowałam nad różnego rodzaju projektami, od których zależała moja przyszłość, a niekiedy robiłam je dodatkowo, ponieważ bardzo lubiłam swoją pracę. W wolnym czasie, którego miałam około 2 godzin czytałam książki, szperałam w internecie czy zwyczajnie oglądałam telewizję. Bardzo często dzwoniłam do moich rodziców, którzy zostali w Polsce. Pogodzili się z tym, że wyjeżdżam i chce pracować gdzieś dalej, z większymi perspektywami na życie. Wybrałam Nowy Jork. Może dlatego, że zawsze chciałam odwiedzić to miasto, a może dlatego, że imponowało mi. Reasumując, jestem tu gdzie jestem. Początkowo, przyjeżdżałam do rodziców bardzo często, bo co dwa tygodnie. Ale w miarę, kiedy zauważałam, iż przyzwyczajają się do takiego stanu sytuacji, zmniejszałam swoje odwiedziny. Nie dlatego, że nie chciało mi się i nie miałam czasu do nich przyjeżdżać, ale dlatego, że bilety w obie strony były bardzo drogie. Nowy Jork od Polski był oddalony o wiele mil. Ponadto, jeździłam tam dwa razy w miesiącu i początkowo nie mogłam znaleźć pracy. Teraz, jeżdżę do nich równo co dwa miesiące na tydzień i wydaje mi się, że wszyscy są zadowoleni. Zarówno ja, jak i oni. Zawsze przywoziłam im różne przysmaki z USA i wiele ciekawych rzeczy, które z chęcią oglądali. Widziałam, że bardzo im się podobały. Kiedyś rzuciłam temat, aby przy moim dłuższym urlopie to oni odwiedzili mnie, ale tak na prawdę nie spodziewałam się niczego innego, niż odmowy. Moi rodzice byli bardzo związani z Polską i swoim domem. Nie było to raczej spowodowane strachem, ale tym, iż myślę, że nie potrafiliby odnaleźć się w takim miejscu. W Polsce mieli swoje przyzwyczajenia, pracę i zajęcia, a tam w wielkim mieście, przykładowy facet, którego hobby jest wędkarstwo, nie miałby co tam robić. Zrezygnowałam, więc sama dochodząc do wniosku, że zostanie w swojej ojczyźnie o wiele bardziej wyszłoby im na zdrowie. Poza tym dwa razy do roku przyjeżdżałam do nich na prawie cały miesiąc, nie licząc Świąt Bożego Narodzenia czy Wielkanocy. Dlatego, myślę, że mieli zbyt dużo zajęć, żeby czas, kiedy mnie nie ma, mijał im wolno. W swoich planach, moim marzeniem był powrót do Polski i praca tam, ale prawdę mówiąc, nie wiedziałam czy zdołam, aż tak zmienić swoje przyzwyczajenia. Dodatkowo pracy takiej jak tam, nie znalazłabym pewnie nigdzie indziej. To i tak nie wystarczało, bo bardzo tęskniłam za swoim krajem. Mieszkałam w mniej niż więcej luksusowym apartamencie w Manhattanie, gdzie po całym dniu starałam się chodź na chwilę zapomnieć o tempie mojego życia.
Szłam powoli po schodach, prowadzących na spotkanie w pracy. Ubrana jak zwykle w obcisłą (tym razem w odcieniu jasnego brązu) spódnicę, białej koszuli i (również tym razem brązowy) żakiecik, do tego oczywiście wysokie buty, które tak na prawdę były obowiązkiem w mojej branży. Pod ręką niosłam teczkę, w rodzaju męskiej aktówki, która wypełniona była aż po brzegi stosem dokumentów na dzisiejsze zebranie. Nie śpieszyłam się, nauczyłam się doskonałej punktualności i do wyznaczonej godziny, miałam jeszcze masę czasu. Mimo to, postanowiłam wyjść wcześniej. Lubiłam mieć wszystko dobrze przećwiczone. Weszłam do sali. Było jeszcze pusto. Usłyszałam dźwięk mojego prywatnego telefonu. Miałam dwa, ten prywatny, na który dzwonili rodzice bądź moi znajomi oraz ten, na który dzwonili klienci, prezesi i bardzo wiele ważnych osób. Nie miałam czasu na odbieranie teraz telefonów prywatnych, więc wyciszyłam i odłożyłam go. Może znalazłabym chwilę czasu na rozmowę, gdyby nie to, że był to numer nieznany, więc uważałam, że to pomyłka, gdyż ten mieli tylko moi bliscy.
Po krótkim czasie wszyscy pracownicy, zaczęli przychodzić i siadać na wyznaczonych przez kierownika miejscach. Gdy on sam wszedł, przywitał się ze mną podając mi rękę i mówiąc:
- Dzień dobry, Pani Anastazjo - przeważnie zawsze na podobnych konferencjach lub spotkaniach był jeszcze bardziej powściągliwy i wyrażał się jeszcze bardziej oficjalnie, niż zwykle - Jest Pani gotowa?
- Oczywiście - odpowiedziałam od razu, bo tak w rzeczywistości było.
Spojrzałam na niego. Był bardzo elegancko ubrany i emanował spokojem.
- Doskonale, byłem tego pewien. - odparł z uśmiechem i puścił moją dłoń. Klasnął w ręce i sprawił, że każdy skupił wzrok na mnie.
Był to zapewne setny wykład prowadzony przez moją osobę, więc wiedziałam jak się zachować, co powiedzieć i jak wypaść, żeby nie zostać skrytykowana, więc rzadko się to zdarzało. Sam wykład dotyczył czystych formalności, czyli ile środków finansowych wpłynęło na nasze konto, oglądalności, zyski, straty. Można powiedzieć, że takie podsumowanie całości. Czasem dziękowałam nowym pracownikom (jeżeli takowi się pojawili) za to, że zasilili nasze szeregi, dosyć często proponowałam również nowe inicjatywy. Całe spotkanie minęło mi bardzo szybko. Wychodząc, zatrzymał mnie jeden z konkurentów, który był obecny i pośpiesznie wręczył mi wizytówkę z logo ich firmy, spojrzał na mnie z wyraźnie widoczną dumą i powiedział:
- Proszę się zastanowić.
Nie zdążyłam odpowiedzieć, bo zniknął w pierwszym korytarzu, prowadzącym do wyjścia.
Już w moim mieszkaniu cieszyłam się, że nie mam już dzisiaj żadnych obowiązków, więc natychmiast przyszło mi do głowy, żeby zadzwonić do Klaudii. Wyjęłam swój prywatny telefon. Było dość dużo nieodebranych połączeń: pięć od nieznanego numeru i jedno od przyjaciółki. "Jeżeli zadzwoni jeszcze raz do końca dnia odbiorę" - pomyślałam. Oddzwoniłam do niej. Odebrała po trzecim sygnale.
- Hej, dawno nie rozmawiałyśmy. Jak u ciebie? - zapytałam z entuzjazmem, bo rzeczywiście cieszyłam się z tego, gdyż na prawdę dawno jej nie słyszałam.
- Hej kochana, praktycznie dobrze, właśnie oglądam telewizje i oglądałam co mam jutro wykonać klientom, miałam dzisiaj męczący dzień, a ty jak? - również bardzo się cieszyła. Słychać było to w tempie wypowiadanych słów i w tym, jak zalewała mnie informacjami.
Mimo, że u mnie było trochę po 15, to w Polsce było kilka minut po 21, więc wiedziałam, że nie dawno skończyła pracę. Zawsze chciała zostać fryzjerką i tak też zrobiła. Od zawsze miała smykałkę do tego typu rzeczy i dostawała z tego spory utarg, bo potrafiła zrobić niecodzienne fryzury.
- Skończyłam właśnie pracę. Miałam dzisiaj kolejny wykład. Wiesz, coś takiego w rodzaju konferencji, tylko z pracownikami i przedstawicielami innych firm. Padam, ale na dzisiaj na szczęście koniec - wybuchłam śmiechem do słuchawki.
- Jesteś w Nowym Jorku? - zapytała, a mnie zdziwiło to pytanie jak żadne inne.
- Of course. What do you think?
Wybuchła śmiechem, kiedy zafundowałam jej angielską odpowiedź.
- Myślałam, że jesteś w Polsce. Twierdziłam, że pojechałaś na trochę i chwilę się tym wszystkim zajmiesz, ale to przecież już nie twój interes. - zachichotała.
Chwilę milczałyśmy.
- Czym miałabym się zająć? - przez jakiś czas, myślałam, że nie słuchałam jej dostatecznie dobrze i nie zrozumiałam o co chodzi.
- Przecież... znaczy.. oczywiście, że twoimi rodzicami. Bo święta idą, znaczy... coś mi się poplątało. - zaczęła się jąkać. - Kiedy będziesz w Polsce? - zmieniła temat.
- Dwa dni przed Wigilią, na pewno wszystkim się zajmę.
- No to świetnie, wpadnę do ciebie! - dało się wyczuć między słowami zakłopotanie.
- Na pewno o to chodziło? Wszystko w porządku?
- Pewnie! Do usłyszenia nie długo! Mam jeszcze troszkę pracy, miłego wieczoru.. tzn. popołudnia, no tak. - znowu się zaśmiała.
- Do usłyszenia, tobie dobrej nocy.

Obcy numer nie zadzwonił już do końca dnia.